Walk for death!

And those day which tem akkumulate them power and felt well whealth, both way up thousand kilometers from readery library in Jeeheria came back uplands by way much longer wchic them have planned before.

they stance four day stay rest in wooden fields where have it tho, helppery few little monsters from checkery. Checkery island was werent well many dahs przez 48 Ichs. Ruszyli u wzejscia dnia gdy na niebie jaśniał wśród różu chmur złotem lśniący księżyc - był w pełni, Sashini gotowy iść dalej, nie czuwał pół nocy, lecz trzymał miecz na boku, bacząc czy las jest w ciszy i spokojny.

Ruszyli szybkim i sprawnym tempem wzdłóż dwuch mehr del.

Szli 81 dni i nocy do kraju w którym jak usłyszeli od Xien Cien, nie będą pytani o to, co mają w Quianbao. Kilka razy przechodzili mniejszymi miejscami w których stały na uboczu mało widoczne domy, szli polami oddalając się od morza i gór, Banten usłyszał w myślach wołanie od Natena, podążając dniem i nocą razem z Sashim, w mroku.

- " W mroku gnieździ się zło" 

Zmęczeni Dahsa za Dahsą, przemierzali horyzonty, dni były długie, a wieczory i noce mogilne, jak trupie oczy na kijach wojowników z Naadim Kharill.

Banten nie chciał rozmawiać z Sashinim, ponieważ byli bardzo zmęczeni gdyż każdy oddech odbierał im moc niczym magnes - dwa dni po dwa dni, potem odpoczynek - musimy iść Sashi - już, jeszcze, niedaleko - wspierał go.

Lata mogą minąć zanim dotrzemy do celu - mówił, czy ty w ogole wiesz gdzie my idziemy!




THEN 

W mroku słabo widać było dalsze majestaty, gór juz wcale nie bylo widać, wcale nie pachniało już morzem, wilgocią przeszyci i zmęczeni nie mający dalej siły nawet na najmniejszą pogawędkę zatrzymali się w Lanii. Lania była płonącym piedestałem zguby wśród wielu miejsc na ziemi gdzie ostatnią nadzieją dla przybysza z dalekiej krainy były dwie szklanki wody i czerstwy chleb jak kamień. Nikt tam od lat nie handlował i aby dostać do zjedzenia coś co jeszcze nie zgniło mogło graniczyć z cudem, i aby przeżyć trzeba było być szalonym - tam można zginąć - mowił mu Ban, nie możemy zawrócić i nie odwracaj sie kiedy wejdziemy. Podczas pierwszych kilku minut nie dając po sobie poznać że są zmęczeni przechadzali się po Lanii, a zza ich pleców dobiegały dziewne szmery i jazgot. Miejscowi spogladali dziwnie na ich strój i zachowanie z nieufnoscią, a Saszini - jak to zwykle on nie potrafił kontrolować swojego jestestwa i ślizgał po wargach jęzorem, za co Wielki Banten zdzielił go przez łeb łyżką w jadłodajni!.

- Już tu byłem gamoniu, co się smiejesz Xd. 
- Gadasz jak moj stary dobry ziomek Ween Chu, z Koheri. 
- Byłem tu kiedyś z twoim ojcem, nic prawie się nie zmieniło oprocz tego że panienki zakładają krótsze suknie.
Wiesz, ostatnim razem jak mnie zrobił w konia, chciałem napój z Lavi Arcykapłańskiej a ona dała mi pasztet. 
 ~ zasmiał się, nie wierzysz.. pokażę Ci. 
Banten wstał od stołu i podszedł do baru, pewnie oparł się o blat naychylając się do barmanki i z przekonaniem rzucił do niej nalej mi Lavii ale małej Szamańskiej a ona jebneła mu w ryj. Banten zmurszały wracając do stolika już nie był dumny i nadęty jak paw, a Sashi chowając chusteczkę spokojnie siorbał zupę kalafix, pochlipujac sobie delilatnie. 


Komentarze

Popularne posty